Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.
—   140   —

nieprawdaż? Byłoby bowiem nieszlachetnie z twej strony nie przyznać się do tego?
— Przyznaję.
Mary patrzyła na niego. Był tak skromny i piękny, w oczach błyszczała tak szczera otwartość, że nie mogło przyjść na myśl kobiecie takiej, jaka była Miss Mary, ażeby młodzieniec ten był niegrzecznym, lub niedorzecznym. Widziała tylko, iż w sercu jego jest szczera miłość dla innej kobiety.
— A! rozumiem — rzekła — jesteś pan zakochany... we Francji?
Raul skłonił się.
— I książę wie o tej miłości?
— Nikt o tem nie wie — odpowiedział Raul.
— A dlaczegóż pan mi o tem mówisz?
— Pani!
— No, powiedz pan!
— Nie mogę.
— A więc ja panu powiem. Nie chcesz mi pan powiedzieć nie dlatego, iż jesteś teraz już przekonany, że nie kocham księcia, ale że sądzisz, iż mogłabym ciebie pokochać, a jesteś człowiekiem, pełnym delikatności; zamiast więc przyjąć rękę, którą ci podaję choćby dla chwilowej zabawy, zamiast odpowiedzieć uśmiechem na mój uśmiech, wolałeś, chociażeś młody a ja piękna, powiedzieć: „Kocham we Francji“. Dziękuję ci, panie de Bragelonne, jesteś człowiekiem szlachetnym, i ja jeszcze bardziej cię kocham... przyjaźnią. Teraz nie mówmy o mnie, ale o tobie. Zapomnij, że Mary Graffton o sobie mówiła. Powiedz mi pan, dlaczego jesteś smutnym, szczególnie od dni kilku.
Raul, wzruszony jej głosem słodkim i smutnym, nie był w stanie jej odpowiedzieć.
Mary jeszcze raz przyszła mu z pomocą.
— Winieneś mnie pan żałować — wyrzekła. — Matka moja była Francuską. Mogę więc śmiało ci powiedzieć, że i ja z serca jestem Francuską, Lecz nad moją wesołością zawisła