Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.
—   148   —

ny Saint - Agnan musiał przyznać, że nieobecność jego przez kwadrans w mieszkaniu rozweselała króla na cały dzień.
— Trzeba podwoić czas nieobecności — rzekł Malicorne — ale nieznacznie, i zaczekaj pan, aż tego zażądają.
Zażądano też tak dobrze, że kiedy pewnego wieczora, to jest na czwarty dzień, malarz już wyszedł, a pokazał się Saint-Agnan, ulubieniec ten, wszedłszy, ujrzał na twarzy La Valliere cień niezadowolenia, którego nie umiała ukryć, a król mniej tajemniczy, okazał swoje nieukontentowanie bardzo znaczącem wzruszeniem ramion. La Valliere zarumieniła się.
— Dobrze — pomyślał Saint-Agnan — pan Malicorne będzie zachwycony tego wieczora.
I tak stało się istotnie.
— Widocznem jest — rzekł tenże do hrabiego — że panna La Valliere spodziewała się, iż choć dziesięć minut jeszcze się spóźnisz.
— A król, że choć pół godziny, kochany panie Malicorne.
— Byłbyś pan złym sługą króla — odrzekł tenże — gdybyś odmówił królowi pół godziny przyjemności.
— Ależ malarz? — rzekł Saint-Agnan.
— Biorę go na siebie.
Tego jeszcze wieczora król odwiedził księżnę z królową, a wzdychał tak ciężko, patrząc na La Valliere tak omdlewającemi oczyma, że Malicorne rzekł wieczorem do Montalais:
— Do jutra.
I poszedł do malarza i poprosił go, aby odłożył posiedzenie na dwa dni.
Saint-Agnana nie było również w domu, kiedy La Valliere, już oswojona z niższem piętrem, podniosła klapę i zeszła na dół. Król, jak zwykle, czekał na nią na schodach z bukietem w ręku, a spostrzegłszy ją, porwał w objęcia.
Ani Saint-Agnan, ani malarz nie przyszli.
Minęła radosna godzina, która zakochanym zdała się być krótką chwilą, gdy nagły hałas na górze w pokoju Ludwiki przywołał ich do rzeczywistości. La Valliere powstała przerażona, piękna w swoim nieładzie, mówiąc: