Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.
—   15   —

— Najjaśniejszy Panie, są dwie plamy krwi, w odległości dwóch stóp jedna od drugiej, przy jednej z tych plam trawa była wyrwana, przy drugiej pognieciona tylko od ciężaru ciała.
— Biedny Guiche!... — zawołał król.
— A! to pan de Guiche — spokojnie rzekł muszkieter — ja domyślałem się tego ale nie chciałem mówić Waszej Królewskiej Mości. Widziałem herby Grammont na olstrach zabitego konia.
— I sądzisz, że ciężko raniony?
— Bardzo ciężko ponieważ padł odrazu i długo pozostał na tem samem miejscu. Jednak mógł potem iść z miejsca bitwy, wspierany przez dwóch przyjaciół.
— Zatem spotkałeś go powracającego?
— Nie, ale znalazłem ślady stóp trzech mężczyzn: mężczyźni po prawej i lewej stronie szli swobodnie w środku zaś jeden stąpał ciężko; prócz tego ślady krwi dojrzeć było można.
— Teraz, panie, kiedyś tak dokładnie widział walkę, że żaden jej szczegół nie uszedł twojej uwagi, powiedz mi dwa wyrazy o przeciwniku hrabiego de Guiche.
— Ja go nie znam, Najjaśniejszy Panie.
— A jednakże wszystko tak dobrze widzisz.
— Tak, Najjaśniejszy Panie — odpowiedział d‘Artagnan — wszystko widzę ale nie wszystko mówię, co widzę, a ponieważ biedakowi udało się ujść, pozwól, Najjaśniejszy Panie, że ja nie będę jego oskarżycielem.
— Jednakże winowajcą jest, kto się pojedynkuje.
— Ale nie w moich oczach, Najjaśniejszy Panie — obojętnie odrzekł d‘Artagnan.
— Panie!... — zawołał król — czy wiesz, co mówisz?
— Doskonale, Najjaśniejszy Panie, bo w moich oczach pojedynkujący się jest walecznym człowiekiem. Oto moje zdanie. Wasza Królewska Mość możesz mieć inne, bo jesteś panem.
— Panie d‘Artagnan, jednakże ja wydałem rozkaz.
D‘Artagnan przerwał królowi z poruszeniem, pełnem uszanowania: