— Cóż takiego?
— Wiesz bowiem dobrze, że o wszystkiem myślę.
— O tak, wiem.
— Umiesz po hiszpańsku?
— Każdy francuz, co należał do Frondy, zna ten język.
— Mieszkałeś we Flandrji?
— Trzy lata.
— Bawiłeś w Madrycie?
— Piętnaście miesięcy!
— A więc, skoro zechcesz, możesz się naturalizować w Hiszpanii.
— Czy i pani tak myślisz!... — rzekł Aramis z dobrodusznością, która zawiodła księżnę.
— Bez wątpienia... Dwa lata mieszkania i znajomość języka nadają do tego prawo. A tyś mieszkał trzy lata i pół, zatem o piętnaście miesięcy więcej.
— Do czegóż więc zmierzasz, kochana księżno?
— Do tego. Jestem bardzo dobrze z królem hiszpańskim.
— I ja także nieźle — pomyślał Aramis.
— Czy chcesz, ażebym prosiła dla ciebie u króla o następstwo po Franciszkaninie?
— Ależ, księżno!
— Może już je masz?
— Nie, daję słowo.
— A więc mogę ci zrobić tę przysługę?
— Nie, księżno, dziękuję.
Zamilkła.
— Pewno już mianowany — pomyślała.
— Jeżeli mi tak krótko odmawiasz, to nie ośmielę się czegokolwiek żądać od ciebie!
— O, żądaj, pani, owszem.
— Żądać... nie mogę, jeżeli nie masz mocy udzielenia mi tego.
— O ile tylko będę mógł, uczynię. Żądaj pani, proszę.
— Potrzebuję pewnej sumy pieniędzy, ażeby podnieść Dampierre.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.
— 157 —