Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.
—   165   —

— Tak pani.
— I wzdychasz do tego, ażeby zostać nadintendentem?
— Pani....
— Nie zaprzeczaj, gdyż byłoby to tylko przedłużeniem naszej rozmowy, a to niepotrzebne.
— Jednakże, pani, pomimo dobrych chęci, pomimo grzeczności nawet, jaka mam dla kobiety takiej, jak pani, nic mię nie zmusi do powiedzenia, że chcę wysadzić mego przełożonego.
— Ja panu nie mówiłam o wysadzeniu. Czybym przypadkiem wymówiła to słowo, e! nie, zdaje mi się; wyraz ten da się zastąpić mniej napastniczym i stosowniejszym gramatycznie, jak mówi pan de Votuire. Utrzymuje wiec, że pan chcesz zastąpić pana Fouquet.
— Mogę panią zapewnić, że nigdy nie wywrócę pana Fouquet.
— Więc dobrze, panie Colbert, ponieważ chcesz pan koniecznie udawać czułego przy mnie, jakbyś nie wiedział, że się nazywam de Chevreuse i że jestem starą, to jest, że mówisz z kobietą, która walczyła intrygami z panem de Richelieu i która mało ma czasu do stracenia ponieważ — jak mówię, popełniasz tę niedorzeczność, poszukam ludzi, którzy mnie zechcą pojąć i większą mają chęć ustalić swój los.
— Jakto, pani?
— Dajesz mi pan nędzne wyobrażenie o układach w dzisiejszych czasach. Zaręczam panu, że, gdyby za moich czasów kobieta przyszła do pana de Cinq-Mars, który był niezbyt bystrego umysłu, zaręczam, że, gdyby mu powiedziała o kardynale to, co ja panu mówię o panu Fouquet, pan de Cinq-Mars jużby działał.
— O pani! cokolwiek pobłażania.
— A więc zdecydowałeś się pan zastąpić pana Fouquet?
— Jeżeli go król usunie, i owszem.
— Jeszcze za wiele wyrazów! Dowiedzionem jest, że, jeżeliś pan dotąd nie wypędził pana Fouquet, to jedynie tylko dlatego, iż nie mogłeś tego uczynić. To też i ja byłabym głupiem