Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.
—   169   —

cudownemi lekarkami na te słabości. Mają wody i lekarstwa szczególnie na to skuteczne, dają wiec chorej butelkę wody, błogosławią ogromną gromnicą i służą Bogu, ciągnąc korzyści. Przyniosę więc taką wodę królowej. Jej Królewska Mość ozdrowieje, a potem spali tyle gromnic, ile jej się podoba. Widzisz więc, panie Colbert, że nie popierać mnie w widzeniu się z królową, jest prawie królobójstwem.
— Pani jesteś kobietą wysokiego umysłu, i przekonałaś mię pani; wszakże domyślam się, że ta szczególna życzliwość dla królowej ukrywa jakiś mały interes osobisty.
— Alboż go się staram ukryć, panie Colbert? Mówiłeś, zdaje mi się, mały interes osobisty, otóż wiedz, że interes to wielkiej wagi, i dowiodę ci zaraz w ten sposób: Jeżeli mi ułatwisz widzenie się z królową, żądam za listy tylko trzysta tysięcy liwrów, jeżeli nie, zachowam dowody, chyba że mi zaraz wyliczysz pięćset tysięcy liwrów.
Po tych słowach, stanowczo wyrzeczonych, powstała.
— Pani — rzekł Colbert — będę miał przyjemność wyliczyć jej trzysta tysięcy liwrów.
— Przecież — rzekła księżna.
— Ale jakim sposobem otrzymam oryginały listów?
— Sposobem najprostszym, panie Colbert. Czy masz kogo zaufanego?
Poważny finansista uśmiechał się, a brwi jego czarne, podnosząc się i spadając na żółte czoło, podobne były do skrzydeł nietoperza.
— Nikogo — rzekł.
— Przecież zrobisz pan chyba wyjątek z sieibe samego?
— Jakto, pani?
— Chciałam przez to powiedzieć, ażebyś się sam pofatygował ze mną tam, gdzie są te listy, oddanoby je panu natychmiast i mógłbyś je pan porównać, sprawdzić.
— To prawda.
— Zaopatrzysz się pan w pieniądze umówione, gdyż i ja także nie ufam nikomu.