Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.
—   174   —

— Właśnie o tym samym, kochany radco.
— Niezły masz gust, jaśnie wielmożny panie, ale ażeby towar kupić, trzeba najprzód, ażeby był do sprzedania.
— Zdaje mi się, że ta posada wkrótce będzie do sprzedania...
— Do sprzedania prokuratorstwo pana Fouquet?
— Tak mówią!
— Urząd, który go czyni nietykalnym,, on chce sprzedać? ha, ha, ha!
I Vanel zaczął się śmiać.
— Czybyś lękał się tego urzędu? — zapytał Colbert poważnie.
— Lękać się! nie...
— Może nie masz chęci?
— Jaśnie wielmożny pan żartuje ze mnie — odpowiedział Vanel — jakże to być może, ażeby radca parlamentu nie miał chęci zostać prokuratorem generalnym?
— A zatem, panie Vanel, ponieważ ja panu mówię, że urząd ten jest do sprzedania...
— Jaśnie wielmożny pan wie napewno?
— Takie obiegają pogołski.
— A ja powtarzam, że to niepodobna, gdyż nigdy człowiek nie rzuci tarczy, która osłania jego honor, majątek i życie.
— Czasem są tacy głupcy, panie Vanel, którym się zdaje, że nic złego dotknąć ich nie może.
— Prawda, jaśnie wielmożny panie, ale ci głupcy nie zrobią tej niedorzeczności dla wszystkich na świecie Vanelów.
— A to dlaczego?
— Bo Vanelowie są ubodzy.
— Prawda, urząd pana Fouquet gruboby kosztował. Cobyś też dał za niego?
— To, co tylko posiadam, jaśnie wielmożny panie.
— Czyli?
— Około 40,000 liwrów!
— A urząd ten wart jest?....
— Najmniej półtora miljona. Znam takich, co już dawali za niego miljon siedemkroć, a pan Fouquet nie sprzedał. Gdyby