Królowa matka siedziała w Pałacu Królewskim w sypialnym pokoju swoim z panią de Motteville i Senorą Molina. Król, aż do wieczora oczekiwany, nie pokazał się. Królowa, zniecierpliwiona, często posyłała dowiadywać się o niego. Horyzont pałacowy był zachmurzony. Dworzanie i damy unikali siebie w przedpokojach i na korytarzach, aby nie mówić o drażliwych przedmiotach. Książę wyjechał z królem na polowanie. Księżna pozostała u siebie, gniewając się na wszystkich. Co do królowej matki, ta po odmówieniu pacierzy po łacinie, rozmawiała o swej rodzinie z dwiema przyjaciółkami po hiszpańsku; pani de Motteville, która rozumiała doskonale ten język, odpowiadała po francusku. Kiedy te dwie damy wyczerpały już wszelkie środki grzeczności i pobłażania, ażeby wyrazić, że postępowanie króla przyprawiało o śmierć prawie królowę matkę i całą rodzinę; kiedy w wyrazach dobranych wywołano wszelkie złorzeczenia przeciw pannie La Valliere, królowa matka zakończyła to oskarżenie słowami, cechującemi jej charakter i sposób myślenia.
— „Estas hijos!“... — rzekła do Moliny. „To dzieci“ — słowo głębokie w ustach matki, słowo okropne w ustach królowej, która, jak Anna Austrjacka, miała tyle ukrytych tajemnic w ponurej duszy.
Nastąpiła chwila milczenia.
Wreszcie pani de Motteville podniosła głowę.