— Dobrze — rzekł Gourville — braknie więc już tylko sto dziewięćdziesiąt tysięcy liwrów na pierwszą wypłatę!
— Wypłatę czego? — zapytał la Fontaine tonem, jakby pytał, czy czytałeś Barue?
— Patrzcie no na tego roztargnionego — rzekł Gourville. — Co!... ty, co właśnie zawiadomiłeś nas, że ta mała posiadłość pana Fouqueta, Corbeil, miała być sprzedaną przez wierzyciela, ty, któryś pierwszy podał myśl składki przyjaciół epikura, ty, co powiedziałeś, że sprzedasz swój dom w Chateau-Thierry, ażeby dostarczyć części, przypadającej na ciebie, dziś pytasz; „Na wypłatę czego?“
Na to wszyscy głośno się roześmiali, a la Fontaine zarumienił się.
— A zatem przynosisz swego obola na ofiarę, obola ze sprzedanego domu?
— Sprzedanego?... nie!
— Nie sprzedałeś swojej zagrody?... — zapytał zdziwiony Gourville, gdyż znał bezinteresowność poety.
— Moja żona nie zgodziła się na to!... — odrzekł tenże.
Nowe śmiechy.
— Ale zrobiłem coś innego: ułożyłem mały poemat, bardzo swobodny.
— O!... o!... kochany poeto.
— Bardzo dwuznaczny.
— O!... o!...
— Bardzo cyniczny!
— Do djabła!
— Umieściłem tam — rzekł z powagą poeta — wszystkie wyrazy... jakie mi tylko przyszły na myśl. I postarałem się przewyższyć wszystko to, co Bokacjusz, l‘Aretin i inni pisali w tym rodzaju.
— Dobry Boże!.... — zawołał Pellisson — ależ będziesz potępiony.
— Tak myślisz?... — spytał dobrodusznie la Fontaine. — Przysięgam wam, żem nie zrobił tego dla siebie, tyklo dla pana Fouquet.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/192
Ta strona została uwierzytelniona.
— 192 —