— Uważaj — przerwał zimno Aramis — zdaje mi się, że nie jesteś przy zdrowych zmysłach, mój przyjacielu, uspokój się!
— Powiadam ci — rzekł Fouquet — że niedawno przyszedł pewien jegomość, przysłany przez moich przyjaciół, i ofiarował mi miljon czterysta tysięcy za mój urząd, a ja go sprzedałem.
— Potrzebowałeś zapewne gwałtownie pieniędzy — rzekł wreszcie.
— Tak, na zapłacenie długu honorowego.
I w krótkich słowach opowiedział wspaniałomyślność pani de Belliere i sposób, w jaki zdawało mu się najstosowniej odpłacić za nią.
— To czyn szlachetny! I kosztuje cię?...
— Właśnie miljon czterysta tysięcy liwrów to jest cenę mego urzędu.
— Którą już odebrałeś, bez zastanowienia się! o nierozsądny przyjacielu!
— Jeszcze nie odebrałem pieniędzy, ale jutro odbieram.
— A zatem jeszcze nie skończone?
— Trzeba to skończyć, gdyż dałem jubilerowi przekaz do mojej kasy na południe, a o szóstej zrana pieniądze od nabywcy tam wpłyną.
— Chwała Bogu — rzekł Aramis, klaszcząc w dłonie — nic jeszcze nie stracone, bo jeszcze nie odebrałeś pieniędzy.
— Ależ jubiler?
— Dostaniesz ode mnie ten miljon czterysta tysięcy liwrów o trzy kwadranse na dwunastą!
— Zaczekaj, zaczekaj, ależ tego poranku o szóstej podpisuję umowę.
— O! już ci ręczę, że jej nie podpiszesz!
— Dałem na to słowo, kawalerze!
— Jeżeliś je dał, to je cofniesz, oto i wszystko!
— O! co mi to mówisz?.... — zawołał Fouquet z wyrazem rzetelnej szczerości — cofnąć słowo, kiedy się nazywa Fouquetem!
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.
— 206 —