Aramis na surowy prawie wzrok Fouqueta odpowiedział wzrokiem wściekłości.
— Panie!... — rzekł — zdaje mi się, żem zasłużył na nazwisko prawego człowieka, nieprawdaż? w mundurze żołnierza narażałem z pięćset razy moje życie; pod suknią duchowną zrobiłem największe przysługi Bogu, Francji i moim przyjaciołom. Słowo człowieka wyrównywa wartości jego samego. Kiedy go dotrzymuje, staje się czystem złotem, ale kiedy go nie chce dotrzymać, staje się wówczas ostrem żelazem. Broni się wówczas tem słowem, jakby zaszczytną bronią; ma się rozumieć, że kiedy taki człowiek nie dotrzymuje słowa, to musi być w niebezpieczeństwie utraty życia, że więcej wtedy traci, niż przeciwnik jego zyskuje na tym interesie. W takim razie, mój panie, odwołuję się do Boga.
Fouquet spuścił głowę.
— Jestem — rzekł — prostym, nieokrzesanym lecz upartym Bretończykiem, umysł mój podziwia twój, ale się go lęka. Nie mówię, że dotrzymuję mego słowa przez zbytek cnoty, ale dotrzymuję go (jeżeli chcesz) przez zwyczaj; lecz zresztą my, ludzie pospolici, podziwiamy ten zwyczaj; to moja jedyna cnota, zostawże mi jej zaszczyt.
— A więc podpiszesz jutro sprzedaż tego urzędu, który jedynie bronił cię od twoich nieprzyjaciół?...
— Podpiszę!...
Aramis westchnął, rzucił okiem wokoło, jak człowiek, który szuka czegoś, aby mógł potłuc w kawałki.
— Mamy jeszcze jeden sposób — rzekł — i spodziewam się, że go zechcesz użyć?...
— Zapewne, jeżeli tylko jest prawy!... jak każdy, który mi podajesz, kochany przyjacielu!...
— Nic nie znam więcej prawego, nad odmówienie kupna przez nabywcę. Z kimże się układałeś?
— Z radcą parlamentu, Vanelem.
— Vanel — krzyknął, powstając. — Vanel!... mąż Małgorzaty Vanel.
— Ten Sam.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.
— 207 —