— Wytłumacz to, panie Manicamp.
— Najjaśniejszy Panie, co przeznaczone, to nieuniknione.
— A!.. pan jesteś fatalista?...
Manicamp był jak na szpilkach.
— Gniewam się na ciebie, panie Manicamp — mówił król.
— Na mnie, Najjaśniejszy Panie?...
— Tak; jak mogłeś, będąc przyjacielem pana de Guiche i wiedząc, że ulega podobnym szałom, nie powstrzymać go?...
Manicamp sam nie wiedział, co ma czynić; ton mowy króla nie był tonem człowieka dowierzającego. Z drugiej strony ton ten nie miał ani surowości, jakiej wymagała ta okoliczność, ani badawczego nalegania. W głosie było więcej żartobliwości, niż groźby.
— I mówisz pan, że konia pana de Guiche znaleziono zabitego?
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— I wcale cię to nie zdziwiło?
— Nie, Najjaśniejszy Panie, na ostatniem polowaniu, pan de Saint-Maure, Wasza Królewska Mość przypomina sobie, miał pod sobą tak samo zabitego konia.
— Tak, ale z rozpłatanym brzuchem.
— Zapewne, Najjaśniejszy Panie.
— I gdyby koń pana de Guiche również miał brzuch rozpłatany, wcale by mnie to nie dziwiło.
Manicamp otworzył wielkie oczy.
— Ale to mnie właśnie zadziwia — mówił król dalej — że koń pana de Guiche zamiast mieć brzuch rozpłatany, ma strzaskany łeb.
Manicamp zmieszał się.
— Jeżeli się nie mylę — rzekł król — wszak w skronie konia pana de Guiche trafiono?... Przyznaj, panie Manicamp, że to szczególniejsze.
— Najjaśniejszy Panie — odpowiedział Manicamp — wiesz, że koń jest zwierzęciem bardzo zmyślnem i widać usiłował się bronić.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.
— 21 —