miljon pięćset tysięcy za to, żeś widział pana Fouquet i że dotknąłeś jego ręki. Zaszczyt i zysk zarazem, panie Vanelu.
— Nie mogę — rzekł Vanel ponuro.
— Dosyć tego — krzyknął Fouquet — prędzej! dawaj akt.
Vanel drżący wyciągnął z kieszeni pugilares, a kiedy podawał akt Fouquetowi, wypadł z niego jakiś papier.
Aramis pochwycił go, gdyż poznał pismo.
— Przepraszam!... — rzekł Vanel — to bruljon aktu!
— Widzę to dobrze — odrzekł Aramis z okrutniejszym uśmiechem, niżby cięcie bicza — widzę i podziwiam, bo ten projekt aktu pisany jest ręką pana Colbert. Patrzaj, Jaśnie wielmożny panie.
I podał pismo Fouquetowi, który przekonał się o prawdzie, przeglądając papier, przepełniony mazaninami i wyrazami, dopisanemi na marginesach. Akt ten był żywym dowodem knowań Colberta i odkrył wszystko jego ofierze.
— Oto!... — rzekł Aramis — gdybyś się nie nazywał Fouquetem, gdyby twój nieprzyjaciel nie nazywał się Colbertem i gdybyś miał tylko do czynienia z tak podłym, jak ten, co tu stoi złodziejem, powiedziałbym ci: zaprzecz!... Taki dowód obala dane słowo. Ale tym ludziom zdawałoby się, że się ich boisz: mniejby się lękali ciebie, niż teraz. No podpisz — rzekł, podając mu pióro.
Fouquet ścisnął rękę Aramisa, lecz zamiast aktu, który mu podano, wziął bruljon.
— To nie ten, lecz ten papier — rzekł śpiesznie Aramis. — Tamten jest zbyt drogim, abyś go nie miał zachować.
— O nie — odpowiedział Fouquet — ja podpiszę na własnoręcznem piśmie Colberta i piszę! „Pośwaidczam pismo“ — i podpisał.
— Weź to, panie Vanel — rzekł.
Przez chwilę, po wyjściu Vanela, minister i biskup, patrząc sobie w oczy, milczeli.
— I cóż — rzekł Aramis, przerywając pierwszy milczenie — do czego przyrównasz człowieka, który, mając się potykać z uzbrojonym przeciwnikiem, zawziętym, występuje do walki
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.
— 213 —