Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.
—   217   —

— Zanim powiesz: „mówią o tem“, trzeba wiedzieć, mój przyjacielu, o czem mówią. Przysięgam ci, że nie mówią o niczem więcej tylko o rzeczy bardzo w gruncie niewinnej, ot może o przechadzce...
Raul powstał. Guiche starał się go także naśladować pomimo osłabienia.
— Nie — rzekł — nie dodam ani słowa więcej. Albo za wiele albo za mało powiedziałem. Inni niech cię objaśnią, jeżeli chcą albo mogą. Moim obowiązkiem było ostrzec ciebie, i to uczyniłem. Teraz sam pilnuj swoich spraw.
— Wypytywać!... niestety!... jeżeli to mi doradzasz, nie jesteś moim przyjacielem, — wyrzekł młodzieniec w rozpaczy. — Oszczędź mi tego upokorzenia!... Czyż nie lepiej dowiedzieć się o złem odrazu.
— Ależ powiadam ci, że ja nie wiem. Byłem ranny, miałem gorączkę, byłem nieprzytomny, nie pamiętam więc nic, Ale, ale, szukamy gdzieś daleko, a mamy pod ręką... Czyż pan d‘Artagnan nie jest twoim przyjacielem?
— A prawda!... prawda!...
— Pośpiesz do niego. On cię oświeci, nie rażąc tem światłem twych uczuć.
Wybiegł z mieszkania hrabiego, a wyrzucając sobie, że w rozmowie z Guichem, siebie jedynie miał na celu, przybył do d‘Artagnana.