Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XXXVII.
BRAGELONNE NIE USTAJE W BADANIACH.

D‘Artagnan krzyknął z radości, spostrzegając syna swego przyjaciela.
— Raulu, mój chłopcze — rzekł — a to jakim sposobem?... Czy król cię odwołał?...
Słowa te źle zabrzmiały w uszach młodzieńca, który, też siadając, odpowiedział:
— Na honor nie wiem, i to tylko wiem, żem wrócił.
— Hm!.. mruknął d‘Artagnan, składając listy i wpatrując się w Raula. — Cóż mi to mówisz, chłopcze? król cię nie odwołał, a tyś wrócił. Ja tego dobrze nie rozumiem.
Raul zbladł i gniótł kapelusz w ręku, z miną niezadowoloną.
— Masz jakieś zmartwienie? — rzekł muszkieter.
— Kochany kapitanie! Wiem aż nadto dobrze, że w wyższości umysłu i sile daleko wyższy jesteś ode mnie. A w tej chwili ja jestem głupi i bezsilny. Nie mam ani głowy, ani ręki, nie pogardzaj mną, lecz dopomóż mi; ja jestem najnędzniejszy ze wszystkich żyjących istot na świecie.
— Ho! ho, a to dlaczego? — spytał d‘Artagnan, odpinając szpadę i osładzając uśmiech.
— Bo panna La Valliere mnie oszukuje.
Twarz d‘Artagnana nie zmieniła się.
— Wiesz dobrze, że ja się w podobne sprawy nie mieszam.
— Panie — rzekł Raul, ściskając go za rękę — w imię tej przyjaźni, która cię łączy, z moim ojcem...