Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/230

Ta strona została uwierzytelniona.
—   230   —

liwej La Valliere nastąpiłaby śmiejąca się Montalais, a po niej znowu śpiewająca Tonnay-Charente. Rola ta nie jest godną mnie. Odrzuciłam delikatność przyjaźni na stronę, odkryłam tajemnicę. Zraniłam ci serce; raz jeszcze za to przepraszam, ale było to moją powinnością. Teraz jesteś już uprzedzony, burza wkrótce nastąpi, zabezpiecz się przed nią.
— Jednakże nie mniemasz chyba, pani — rzekł Bragelonne stanowczo — ażebym pozwolił obarczać siebie wstydem i pozwalał siebie zdradzać, nie rzekłszy ani słowa.
— Postąp, panie Raulu, jak ci się wydaje najlepszem, ale nie wymieniaj źródła, z któregoś dowiedział się prawdy. Oto wszystko, czego od ciebie żądam. Oto jedyna nagroda, jakiej wymagam za przysługę, którą ci uczyniłam.
— Nie lękaj się pani tego — rzekł Bragelonne z gorzkim uśmiechem. — Mam jedną tylko prośbę. Potrzebuje tylko minuty, ażeby napisać do kogoś słóweczko.
— To ryzykowne, panie de Bragelonne, bądź ostrożny.
— Nikt nie może się domyślić, że Wasza książęca wysokość tu mnie zaprowadziła. A zresztą, ja się podpiszę na liście.
— Rób pan, jak chcesz!...
Raul napisał na kawałku papieru:

Panie hrabio!

„Nie dziw się, że znajdziesz ten papier, przeze mnie napisany, wprzód nim przyślę do ciebie jednego z moich przyjaciół, który będzie miał zaszczyt wytłumaczyć ci powody mojej bytności.

Wicehrabia Raul de Bragelonne.

Zwinął pismo to w trąbkę, wsadził w dziurkę od klucza drzwi, prowadzących do pokoju kochanków, a przekonawszy się, że papier ten jest tak widoczny, iż Saint-Agnan musi go spostrzec, dogonił księżnę, będąca już na górze.
Na korytarzu rozłączyli się, Raul, udając, że dziękuje Jej wysokości, Henrjetta, żałując, albo udając żal serdeczny dla nieszczęśliwego, którego na tak okropne skazała męki.