Mnóstwo osób, któreśmy wprowadzili do tej długiej powieści, jest powodem, że każda z nich pokazuje się na scenie o tyle tylko, o ile tego wymaga opowiadanie. Wynika stąd, że czytelnicy nie mieli sposobności być w towarzystwie naszego przyjaciela Porthosa, od czasu powrotu jego z Fontainebleau.
Porthos skończył właśnie obiad i rozmyślał o pięknym dniu wieczerzy u króla, gdy kamerdyner oznajmił pana de Bragelonne. Porthos przeszedł natychmiast do drugiego pokoju, gdzie zastał młodego swego przyjaciela. Raul ścisnął rękę Porthosa, a ten, zdziwiony jego poważną miną, podsunął mu krzesło.
— Kochany panie du Vallon — rzekł Raul — chce cię prosić o jedne przysługę.
— Słucham cię. Ale pozwól tylko, niech się czego napije. W Paryżu tak słono wszystko robią!
I kazał przynieść butelkę szampana, a nalawszy dwie szklanki, dobrze pociągnął, poczem, zadowolony, rzekł:
— Koniecznie potrzeba mi było tego, ażebym cię mógł słuchać z uwagą. Teraz jestem zupełnie gotów. No, kochany Raulu, czego żądasz? Czem ci mogę służyć?
— Powiedz mi swoje zdanie co do sprzeczek, kochany przyjacielu?