Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.
—   244   —

— A!... a!... — rzekł Ludwik XIV-ty.
— Najjaśniejszy Panie, raczyłeś mi przyrzec — rzekł Fouquet.
— Tak!... przypominam sobie.
— Zabawa w Vaux, wspaniała zabawa, nie prawdaż, Najjaśniejszy Panie?... — rzekł Colbert, chcąc wtrącić się do rozmowy.
Fouquet, pełen pogardy, nie odpowiedział mu nic na to, jakby mu było wszystko jedno, czy Colbert mówi czy nie.
— Wasza Królewska Mość — rzekł — wie, że moją wieś Vaux przeznaczyłem na przyjęcie najpotężniejszego z królów.
— Przyrzekłem, panie — odrzekł Ludwik XIV-ty z uśmiechem — a król nie cofa słowa. Jakież tam cuda szykujesz, panie nadintendencie?..
I Ludwik XIV-ty spojrzał na Colberta.
— Cuda, nie, ale śmiem przyrzec, trochę rozrywki, a może i trochę wypoczynku.
— Nie, nie, panie Fouquet — rzekł król — nie odstępuję od wyrazu cudów. O, jesteś czarodziejem, znamy moc twoją, wiemy, że znajdziesz złoto, choćby go nie było w świecie. Dlatego też naród mówi, że je robisz.
Fouquet uczuł, że cios ten zadany jest z podwójnego kołczanu i że król rzucił mu strzałę ze swego luku i z łuku Colberta, jednak zaczął się śmiać.
— O! — rzekł — lud wie doskonale, z jakiej kopalni to złoto... może nawet za wiele wie; zresztą — dodał dumnie — mogę zapewnić W. K. Mość, że złoto, przeznaczone na opłacenie zabawy w Vaux, nie wyciśnie ani jednej kropli krwi, ani jednej łzy, może tylko trochę potu, ale to się zapłaci.
— No to za osiem dni? czy zgoda? — rezkł król.
— Dobrze, za osiem dni, N. Panie.
— Mamy dziś wtorek, więc do przyszłej niedzieli.
Po kilku słowach, poświęconych interesom, Fouquet pożegnał Ludwika XIV. Czuł, że Colbert pozostanie z królem, że będą o nim mówili i że ani jeden, ani drugi pewno nie będą go oszczędzali. Uczucie przyjemności z zadania ostatniego cio-