W kilka minut potem Athos, w ubraniu dworskiem, okryty orderami, które on jeden tylko na dworze francuskim miał prawo nosić, Athos stawił się z miną poważną i uroczystą.
Ludwik, postąpiwszy krok naprzód ku hrabiemu, podał mu rękę, którą tenże pocałował z uszanowaniem.
— Panie hrabio de La Fere — rzekł król prędko — tak rzadkim jesteś gościem u mnie, że widzieć cię jest dla mnie szczęśliwym wypadkiem.
Athos ukłonił się i odpowiedział:
— Chciałbym mieć to szczęście być zawsze przy Waszej Królewskiej Mości.
Odpowiedź ta, wyrzeczona takim tonem, znaczyła właściwie.
— Chciałbym być jednym z doradców królewskich, aby mu oszczędzić błędów.
Król uczuł ją, przygotowany naprzód zachować wobec tego człowieka wyższość spokoju wraz z wyższością dostojeństwa.
— Widzę, że mi masz coś powiedzieć, — rzekł król.
— Bez tego nie byłbym się tak śmiało stawił przed Waszą Królewską Mością.
— Mówże prędko, panie, bo chciałbym jak najprędzej spełnić twe życzenie.
Król usiadł.
— Jestem przekonany — rzekł Athos głosem cokolwiek wzruszonym — że Wasza Królewska Mość zaspokoisz mnie zupełnie.