Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.
—   262   —

kobietę zasłonięta, którą, wchodząc, sam zasłonił otwierającemi się drzwiami, a później nie mógł jej widzieć, gdyż się nie odwrócił od portretu. Postąpił ku tej kobiecie, o której obecności nikt go nie zawiadomił, chcąc się dowiedzieć, kto ona, gdy wtem kobieta podniosła głowę, a zrzucona zasłona dozwoliła widzieć twarz smutną i bladą.
Raul cofnął się, jakby widmo zobaczył.
— Ludwika!... krzyknął przeraźliwym głosem.
Panna La Valliere, gdyż ona to była rzeczywiście, postąpiła krok naprzód i rzekła zcicha:
— Tak, Raulu — rzekła dziewica — tak, to ja czekałam na ciebie.
— Przepraszam; kiedym wychodził, nie wiedziałem...
— Tak, gdyż zaleciłam Olivanowi, aby cię nie uprzedzał... — i zamilkła, a że Raul nie śpieszył się z odpowiedzią, nastąpiła przez chwilę cisza, w której można było słyszeć uderzenia dwojga serc bijących nie dla siebie, ale z równą mocą, jak jedno tak i drugie.
— Chciałam z panem pomówić — rzekła wreszcie Ludwika — potrzeba było koniecznie, ażebym go widziała sama... bez świadków... Nie cofnęłam się przed tym postępkiem, który powinien zostać tajemnicą, gdyż nikt, prócz ciebie, panie de Bragelonne, nie pojąłby go wcale.
Raul otworzył drzwi i rzekł:
— Olivan, niema mnie w domu dla nikogo.
Potem, zwracając się do La Valliere:
— Czy tego pani żądałaś?... — zapytał.
Niepodobna wyrazić wrażenia, jakie słowa te wywarły na Ludwice, znaczyły one: widzisz, że ja cię jeszcze zawsze rozumiem! Chustka powiodła po oczach, aby otrzeć buntowniczą łezkę, poczem, uspokoiwszy się cokolwiek, wyrzekła.
— Raulu!... nie odwracaj ode mnie twego tak dobrego i szczerego wzroku, nie jesteś bowiem z tych ludzi, którzy pogardzają kobietą, dlatego, że oddała swe serce, chociażby ta miłość miała być dla niej nieszczęściem, lub zranić jej dumę.