Po dwóch wykrzyknikach, które towarzyszyły wyjściu Raula, Athos i d‘Artagnan zostali sam na sam. Athos był znów tak spokojny, jak w chwili, kiedy przybył d‘Artagnan.
— I cóż!.. kochany przyjacielu, cóżeś mi przyszedł zwiastować?...
— Ha!... cóż robić!... — rzekł d‘Artagnan.
— Ja ci chcę to ułatwić, mój przyjacielu. Król rozgniewany, nieprawdaż?..
— Muszę ci przyznać się, że nie jest wcale zadowolony.
— I przychodzisz...
— Od niego, tak.
— Ażeby mnie uwięzić?
— Tak! zgadłeś kochany przyjacielu.
— Spodziewałem się tego! A więc chodźmy.
— O! o! cóż u djabła — rzekł d‘Artagnan — czy ci tak pilno?
— Boję się, ażebyś się nie spóźnił — rzekł Athos z uśmiechem.
— Mamy czas jeszcze! Czy nie chciałbyś dowiedzieć się, jak te rzeczy poszły między mną, a królem?
— Jeżeli zechcesz mi opowiedzieć, mój przyjacielu! posłucham chętnie.
I wskazał d‘Artagnanowi wielkie krzesło, w którem tenże, rozsiadłszy się wygodnie, rzekł: