Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/269

Ta strona została uwierzytelniona.
—   269   —

— Jak mi się zdaję, wieziesz mnie do Bastylji?... — rzekł Athos.
— Ja?... — rzekł d‘Artagnan. — Ja cię zawiozę dokąd ci się podoba, a nigdzie indziej.
— Jakto?... — rzekł hrabia zdziwiony.
— Na Boga!... — rzekł d‘Artagnan — pojmujesz przecie, kochany hrabio, że przyjąłem to zlecenie tylko po to, abyś korzystał z niego, podług swojej woli. Nie myślisz zapewne, abym ja cię tak wpakował po grubjańsku bez namysłu. Gdybym tego nie był przewidział, dopuściłbym przecie, ażeby cię aresztował kapitan gwardji.
— Czy tak?... — rzekł Athos.
— A tak i powtarzam ci, jedziemy tam, dokąd zechcesz!
— Kochany przyjacielu, zawsze jesteś ten sam — rzekł Athos, ściskając go.
Zresztą, to rzecz bardzo prosta. Stangret zawiezie cię do rogatki Cours-la Reine; znajdziesz tam konia, którego kazałem mieć w pogotowiu, a na tym koniu przebiegniesz trzy stacje bez odpoczynku, ja zaś wtedy dopiero wrócę do króla, ażeby mu donieść, żeś uciekł, kiedy niepodobieństwem już będzie dogonić cię. Przez ten czas ty dojedziesz do Havru, a z Havru do Anglji, gdzie? znajdziesz piękny domek, który mi darował mój przyjaciel Monck, że już nie wspominam o gościnności z jaką cię przyjmie niezawodnie król Karol. No i cóż? co mówisz o tym projekcie?
Athos kiwnął głową.
— Zawieź mię do Bastylji — rzekł z uśmiechem.
— Uparta głowo!... — rzekł d‘Artagnan — rozważ przynajmniej!
— Kochany przyjacielu — odrzekł Athos spokojnie — chciałbym cię przekonać, że chcę być aresztowanym i że to właśnie jest dla mnie najdogodniejszem.
D‘Artagnan wzruszył ramionami.
— Wiesz — mówił dalej Athos — że, gdybyś mię puścił, to sam dobrowolnie poszedłbym do więzienia; chcę dowieść młodemu królowi, że dlatego jest się najwyższym z ludzi, aby