Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XLVIII.
TRZEJ BIESIADNICY ZDZIWIENI, ŻE RAZEM JEDZĄ KOLACJĘ.

Kareta przybyła przed pierwszą bramę Bastylji. Szyldwach zatrzymał ją. D‘Artagnan rzekł jedno tylko słowo, i wpuszczono karetę. Kiedy przejeżdżano przez sklepioną drogę, która prowadziła do dziedzińca, gdzie mieszkał gubernator, d‘Artagnan, którego wzrok ostrowidza sięgał prawie za mury, zawołał nagle:
— A!... a!... cóż ja to widzę?...
— Co?... — rzekł spokojnie Athos — co widzisz?... tam, na dziedzińcu!
— No!.. widzę powóz.
— A to zabawne!...
— Nie rozumiem ciebie?..
— Zobaczno, kto wysiada z karety.
W tej chwili drugi szyldwach zatrzymał d‘Artagnana. Kiedy się odbywały te formalności, Athos zobaczył o sto kroków człowieka, którego mu wskazał d‘Artagnan. Człowiek ten wysiadł z karety przed mieszkaniem gubernatora.
— No cóż?... — spytał d‘Artagnan — widzisz go?...
— Widzę. Ale kto to jest?
— Aramis.
— Co? Aramis?... w Bastylji, to niepodobna.
— Nie mówię przecież, że jest aresztowany, gdyż jest sam jeden.