chciej pan pamiętać, panie d‘Artagnan, że o każdej godzinie proszony czy nie, jesteś u mnie miłym gościem, również jak pan d‘Herblay, twój przyjaciel — rzekł, zwracając się do Aramisa — i jak ten pan — dodał, kłaniając się Athosowi.
— Byłem o tem przekonany. I dlatego, nie mając dziś nic do roboty w Palais-Royal, przybyłem, chcąc cię zajść niespodziewanie, a po drodze spotkałem pana hrabiego.
Athos skłonił się.
— Hrabiego, który tylko co opuścił Jego Królewska Mość, przynosząc mi rozkaz, wymagający prędkiego wykonania.
A żeśmy byli już blisko Bastylji, pomyślałem sobie, że wstąpię na chwilę, aby ci uścisnąć rękę i przedstawić ci tego pana, o którym ci tyle mówiłem dobrego na pokojach królewskich tego samego wieczora, kiedy...
— Bardzo dobrze, bardzo dobrze; zapewne mam zaszczyt widzieć pana hrabiego de La Fere?
— Tak, to on!...
— Pan hrabia miłym jest gościem!
— I będzie z wami jadł obiad, nieprawdaż! wówczas, kiedy ja biedny człowiek muszę biec, ażeby wykonać rozkaz. Szczęśliwi jesteście ludzie — rzekł z westchnieniem, któregoby się Porthos nie powstydził.
— A więc jedziesz? — rzekł Aramis i Baisemeaux, złączeni uczuciem radosnego zdziwienia.
Odcień ten pochwycił d‘Artagnan.
— Zostawiam wam na mojem miejscu szlachetnego i dobrego biesiadnika.
I lekko poklepał po ramieniu Athosa, który zdziwiony także tem, co słyszał, nie mógł się wstrzymać od okazania cokolwiek tego, co Aramis spostrzegł sam, gdyż Baisemeaux nie był tak biegły, jak nasi trzej przyjaciele.
— Jakto, tracimy pana? — rzekł gubernator.
— Pozwólcie... na godzinę lub półtorej. Na deser powrócę do was.
— O! zaczekamy na pana — rzekł Baisemeaux.
— Nie róbcie sobie tej subjekcji!
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/274
Ta strona została uwierzytelniona.
— 274 —