Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/277

Ta strona została uwierzytelniona.
—   277   —

Królewska Mość wiesz, że Bragelonne należy to tego pokolenia surowego, które gra rolę bohaterów rzymskich.
Król roześmiał się cokolwiek.
— Co się zaś tyczy panny La Valliere — mówił dalej Saint-Agnan — wychowana była u owdowiałej księżny, to jest w sztywności i surowości. I ci dwoje narzeczonych przysięgali sobie z najzimniejszą krwią przy świetle gwiazd i księżyca, a dziś zerwać to jakoś djabelnie jest przykro.
Saint-Agnan mniemał, że rozweseli króla, ale przeciwnie, z uśmiechu przeszedł do zupełnej surowości. Uczuł już to, co hrabia przyrzekł d‘Artagnanowi, że nastąpi, uczuł wyrzuty sumienia.
Saint-Agnan pojął, że trudno będzie rozweselić króla tego wieczora, użył więc ostatecznego środka, wymawiając imię Ludwiki.
I król podniósł głowę:
— Co Wasza Królewska Mość zamyśla czynić tego wieczora?... Czy trzeba zawiadomić pannę La Valliere?
— Zdaje mi się, że przecie jest zawiadomioną!.. — odpowiedział król.
— Cóż więc będziemy robili, Najjaśniejszy Panie?
— Marzmy, Saint-Agnanie, marzmy każdy na swój rachunek. Gdy panna de La Valliere przestanie żałować tego, czego żałuje, zapewne raczy nas o tem zawiadomić.
— A!... Najjaśniejszy Panie, czyż możesz tak źle myśleć o sercu, które tobie tylko jest oddane?
Król powstał, zaczerwieniony ze złości; zazdrość go pożerała. Saint-Agnan w przykrem był położeniu, wtem drzwi się otworzyły. Król prędko się odwrócił; pierwszą jego myślą było, że mu przynoszą bilet od La Valliere, lecz zamiast posłańca miłości, spostrzegł kapitana muszkieterów, wyprostowanego i milczącego.
— Pan d‘Artagnan — rzekł. — A... i cóż?...
D‘Artagnan rzucił oczyma na Saint-Agnana.
Król podobnież uczynił, a spojrzenia te jasno dały poznać