— W jakimże celu kazałeś przygotować konia?
— Ależ, Najjaśniejszy Panie, po to, ażeby hrabia udał się do Havru, a stamtąd do Anglji.
— A więc zdradziłeś mnie, mości panie — krzyknął król, uniesiony gniewem.
— Najzupełniej.
Nie można było nic, powiedzieć na wyrazy, takim wyrzeczone tonem.
Król zdziwił się tak silnym oporem.
— Musiałeś mieć przynajmniej jaki powód, ażeby tak postąpić?... — zapytał król z powagą.
— Ja zawsze mam przyczynę, Najjaśnieszy Panie!
— Nie była tu zapewne powodem przyjaźń, a przecież był — by to jedyny powód jaki mógłbyś tu przytoczyć i jaki mógłby cię tym razem wytłumaczyć, chociaż dałem ci do wyboru...
— Mnie, Najjaśniejszy Panie?
— Czyż nie pozostawiłem ci do wyboru, aresztować lub nie, hrabiego de La Fere?
— Tak, Najjaśniejszy Panie, ale...
— Ale co?... — przerwał król niecierpliwie.
— Ale uprzedziłeś mnie, Najjaśniejszy Panie, że, jeżeli ja go nie będę aresztował, wykona to kapitan gwardji.
— Czyż nie było dostateczne, żem cię do tego nie zmuszał?
— Dla mnie? tak! Najjaśniejszy Panie, ale nie dla mego przyjaciela.
— Nie?
— Bez wątpienia, bo, czy to przeze mnie czy przez kapitana gwardji, przyjaciel mój byłby uwięziony w każdym razie.
— I to jest takie twoje poświęcenie, mój panie!... poświęcenie, które rozprawia, wybiera!... Nie jesteś pan żołnierzem, mój panie!
— Czekam, aż mi Wasza Królewska Mość powie czem jestem.
— Jesteś spiskowcem.
— Kiedy spisków już niema, Najjaśniejszy Panie.
— Ależ jeżeli to, co mówisz, jest prawdą...
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/279
Ta strona została uwierzytelniona.
— 279 —