Król zobaczył sam, idąc aż do drzwi, że nikt nie podsłuchuje, następnie zaś powróciwszy, stanął twarz w twarz przed panem de Manicamp.
— Teraz — rzekł — kiedy jesteśmy sami, wytłumacz się.
— Z największa szczerością, Najjaśniejszy Panie — odpowiedział młodzieniec.
— A przedewszystkiem trzeba ci wiedzieć, że do niczego większej nie przywiązuję wagi — dodał król — jak do honoru dam.
— Właśnie dlatego miałem na względzie delikatność Waszej Królewskiej Mości.
— Teraz już cię zupełnie rozumiem. Mówisz, że szło o jednę z dam honorowych mojej bratowej, i że osoba, o której mówimy, przeciwnik hrabiego de Guiche, ten mężczyzna, którego nie chcesz wymienić...
— Ale, Najjaśniejszy Panie, Saint-Agnan wymieni go.
— Tak; mówisz zatem, że ten mężczyzna obrażał kogoś z dworu księżny.
— Pannę de La Valliere, Najjaśniejszy Panie.
— A!.. — wykrzyknął król, jakby to, co słyszał, było dla niego nadspodziewanem i jakby cios ten ugodził go w samo serce. — A!... więc to pannę de La Valliere znieważono!...
— Mówiono o niej w mniej przyzwoitych wyrazach.