D‘Artagxuan i hrabia de la Fere, wyjeżdżając z Bastylji, zostawili Aramisa sam na sam z Baisemeaux.
— Powiedz mi — zaczął rozmowę Aramis — kochany panie de Baisemeaux, czy żadnych innych nie masz w Bastylji rozrywek nad te, których byłem uczestnikiem podczas kilku odwiedzin, jakie ci miałem zaszczyt złożyć?
— Są rozmaite!
— Niezawodnie odwiedziny?
— Odwiedziny!... nie. To się nie często zdarza w Bastylji...
— Jakto odwiedziny są rzadkie?
— Bardzo rzadkie.
— Nawet ze strony twego towarzystwa?
— Co pan nazywasz mojem towarzystwem? moich więźniów?
— O nie. Twoi więźniowie... o! wiem, że nie oni ciebie, ale ty ich odwiedzasz. Ale mówię, kochany panie de Baisemeaux, o towarzystwie, do którego jesteś członkiem.
Baisemeaux ledwie nie upuścił szklanki muszkateru, którą niósł do ust.
— Członkiem!... — rzekł — członkiem!
— Bez wątpienia członkiem — powtórzył Aramis z najzimniejszą krwią. — Czyż nie jesteś członkiem tajnego towarzystwa?
— O!... panie d‘Herblay.
— Nie brońże się przynajmniej.