— Przysięgam!...
— Posłuchaj mię, kochany panie Baisemeaux; ja mówię tak, ty mówisz nie; jeden więc z nas mówi prawdę, drugi zmyśla.
— A więc?
— A więc — zaczął znowu Aramis — jeżeli, jak mówiłem, nie jesteś członkiem towarzystwa tajnego, czy tajemniczego, mniejsza o nazwę — jeżeli, mówię, nie należysz do towarzystwa, które tu wymieniam, ani słowa nie zrozumiesz z tego, co ci powiem.
— O! bądź pan pewny, że nic nie zrozumniem!
— Doskonale.
— Spróbuj pan, zobaczymy.
— O! uczynię to. Jeżeli przeciwnie jesteś jego członkiem, natychmiast musisz mi odpowiedzieć tak, lub nie.
— Zapytaj pan — mówił Baisemeaux drżący.
— Gdyż przyznasz zapewne, kochany panie Baisemeaux — mówił dalej Aramis, z tą samą co i wpierw obojętnością — że nie można należeć do towarzystwa, ani ciągnąć korzyści, jakie ono zapewnia stowarzyszonym, aby też nie być samemu zobowiązanym do niektórych drobnych przysług.
— Za pozwoleniem — rzekł Baisemeaux — jednakże...
— Jest zobowiązanie przyjęte przez wszystkich gubernatorów i komendantów fortec, którzy są członkami towarzystwa...
Baisemeaux zbladł.
— A zobowiązanie to — rzekł Aramis głosem stanowczym — jest:
„Tenże komendant, albo gubernator, dozwoli wejść, jeżeli tego będzie potrzeba i na żądanie więźnia, spowiednikowi, należącemu do związku“.
Zamilkł. Żal było patrzeć na Baisemeauxa, tak był blady i drżący. — Czy tak brzmi warunek zobowiązania?
— Ekscelencjo!... — rzekł Baisemeaux.
— A! a! dobrze, zdaje mi się, że zaczynasz pojmować.
— Ekscelencjo! — zawołał Baisemeaux — nie żartuj z mojego biednego rozumu, jest on bowiem bardzo mały przy tobie,
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/287
Ta strona została uwierzytelniona.
— 287 —