związku.“ Przyszedłem, a ty nie chcesz zrozumieć, co to znaczy, wracam więc, aby powiedzieć tym ludziom, że się omylili.
— Jakto? pan jesteś? — rzekł Baisemeaux, patrząc z przerażeniem na Aramisa.
— Spowiednikiem, należącym do Związku — rzekł Aramis, nie zmieniając głosu.
Lecz, jakkolwiek ciche były te słowa, sprawiły na biednym gubernatorze skutek pioruna.
Baisemeaux zniżył głos i ukłonił się prałatowi.
— Jestem w każdem miejscu i w każdej chwili na rozkazy moich panów! ale... teraz niema żadnego chorego więźnia w Bastylji, ekscelencjo!
Aramis wzruszył ramionami.
— Alboż pan wiesz o tem! — rzekł.
— Zdaje mi się...
— Panie de Baisemeaux — rzekł Aramis, rozpierając się w krześle — twój służący chce coś mówić!
Właśnie w tej chwili służący pana de Baisemeaux pokazał się we drzwiach.
— Co tam?... — zapytał żywo Baisemeaux.
— Panie gubernatorze — rzekł służący — w tej chwili przyniesiono raport lekarza.
Aramis spojrzał na Baisemeaux wzrokiem pewnym i jasnym.
— Niech tu wejdzie posłaniec — rzekł.
Posłaniec wszedł, a ukłoniwszy się, podał raport.
Baisemeaux rzucił nań okiem, a podnosząc głowę, rzekł zdziwiony.
— Więzień pod N-rem 2 jest chory. Lecz zdaje mi się — rzekł ze drżeniem — że jest w paragrafie „na żądanie więźnia“.
— Tak, jest — rzekł Aramis. — Ale dowiedz się czego od ciebie chcą, kochany panie de Baisemaux.
Istotnie podoficer wsadził głowę przez wpół otwarte drzwi.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/289
Ta strona została uwierzytelniona.
— 289 —