— Panie gubernatorze — rzekł — chory pod N-rem 2 zobowiązał dozorcę, ażeby prosił pana o spowiednika.
Baisemeaux sam zapalił latarnię, zawołał odźwiernego, a zwracając się do Aramisa, rzekł:
— Jestem na rozkazy Waszej wielebności.
Aramis kiwnął głową, co znaczyło: „Dobrze“, i dał znak ręką, co oznaczało: „Idź naprzód“. Baisemeaux ruszył, Aramis szedł za nim.
Przybyli aż do drugiej wieży, której dwa piętra przeszli w milczeniu i bardzo powoli, gdyż Baisemeaux, chociaż posłuszny rozkazowi, wszakże bardzo powoli go wykonywał. Nakoniec przybyli do drzwi, które odźwierny otworzył. Aramis, wziąwszy latarnię z rąk odźwiernego, wszedł i dał znak skinieniem ręki, aby drzwi za nim zamknięto.
Na łóżku, pod wełnianą kołdrą, która tylko świeżością różniła się od innych używanych w Bastylji, pod obszernemi, nawpół odsłoniętemi firankami, spoczywał młodzieniec, do którego już raz wprowadziliśmy Aramisa.
Przybycie Aramisa nie zmieniło jego postawy, oczekiwał albo też może spał. Aramis zapalił świecę, odsunął zlekka krzesło i zbliżył się do łóżka z widocznym przejęciem się i uszanowaniem.
Młodzieniec podniósł głowę.
— Czego chcą ode mnie?... — zapytał.
— Czyż nie żądałeś pan spowiednika?
— Tak!
— Zdaje mi się — rzekł młodzieniec — żem już pana widział?
Aramis skłonił się.
— Usiądź pan — rzekł więzień.
Aramis skłonił się i usiadł.
— Jakże panu tu jest w Bastylji?... — zapytał biskup.
— Bardzo dobrze.
Aramis zamyślił się na chwilę.
— Każdy więzień popełnił przestępstwo, za które jest uwięziony. Jakiż więc pan popełniłeś występek?
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/290
Ta strona została uwierzytelniona.
— 290 —