Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/298

Ta strona została uwierzytelniona.
—   298   —

— „Wiesz bowiem, Peronetto, jak oni oboje są podejrzliwi we wszystkiem, co dotyczy Filipa.“
Filip, było to imię, którem mnie nazywano — rzekł więzień.
„A więc niema czego czekać — rzekła Peronetta — trzeba znaleźć kogoś, coby wlazł do studni.“
„Tak! ażeby wracając, przeczytał list!“
„Weźmy kogo ze wsi, co nie umie czytać, to będziesz pan spokojny!“
„Dobrze! Ale ten, co wlezie do studni, czy nie domyśli się ważności pisma, skoro dla wydostania go ryzykujemy życie człowieka? Bądź cobądź dobry masz pomysł Peronetto, ktoś musi tam wleźć, a ten ktoś, to ja sam“.
Tu Peronetta, zaczęła krzyczeć, wyrzekać, błagać z płaczem, tak, że nauczyciel mój przyrzekł jej, że wtenczas kiedy ona pójdzie do wsi po kogoś, on pójdzie szukać drabiny, ażeby można zejść do studni bez przypadku. Temu, kto przyjdzie ze wsi, powiedzą, że w tym papierze zawinięty był kosztowny pierścień, a że papier rozwija się w wodzie, nic nie będzie nadzwyczajnego,skoro tylko list otwarty wydobędzie.
Po tem postanowieniu rozstali się. Wyskoczyłem oknem i pobiegłem do studni. Coś białego drżało na powierzchni zielonawej wody. Wówczas chwyciłem sznur od koła studni i, spuściwszy wiadro aż do wody spuściłem się po nim, obwinąwszy ręce mokrym płatem. Pochwyciłem nieoceniony papier, który rozdarł się na dwoje. Ukryłem kawałki pod ubraniem, a opierając się nogami o ściany studni i trzymając się rękami sznura, silny, zręczny, dostałem się na ocembrowanie, które zlałem wodą ciekącą z mego ubrania. Wyszedłszy ze studni, pobiegłem tam, gdzie nie było cienia, na słońce, ażeby się osuszyć, a dobiegłszy do zarośniętego dość gęsto miejsca w ogrodzie, zatrzymałem się, chcąc się tu ukryć i odczytać list.
— I cóż Wasza wysokość przeczytałeś?... — spytał Aramis z żywem zajęciem.
— Wiele rzeczy, bo dowiedziałem się, że mój nauczyciel jest szlachcicem i że Peronetta, nie będąc wielką panią, była wię-