jest serca i jeżeli chwilowo wystąpił w obronie panny de La Valliere, to dlatego, że prawdziwy jej obrońca za wysoko stoi, aby sam mógł jej bronić.
Te wyrazy były więcej niż jasne; dlatego król się zarumienił, ale tym razem z zadowolenia. Zlekka więc tracił po ramieniu pana Manicamp.
— Dobrze, dobrze, nietylko jesteś dowcipnym gaskończykiem, panie de Manicamp, ale nadto dzielnym szlachcicem; zaś twój przyjaciel, pan de Guiche jest rycerzem, jakich lubię; oświadcz mu to ode mnie.
— Zatem, Najjaśniejszy Pan przebacza mu.
— Zupełnie.
— A ja jestem wolny?
Król uśmiechnął się i podał rękę Manicampowi.
Manicamp pochwycił ją i ucałował.
— O!.. — dodał król — cudownie opowiadasz.
— Ja, Najjaśniejszy Panie?
— Doskonaleś opowiedział wypadek, który spotkał hrabiego de Guiche. Jakbym widział wychodzącego dzika z lasu, potem jakbym widział szamoczącego się konia, a wreszcie jak ten dziki zwierz rzuca się na człowieka. Pan nie opowiadasz, ale malujesz.
— Najjaśniejszy! Panie, sądzę, że Wasza Królewska Mość ze mnie żartuje — rzekł Manicanup.
— Przeciwnie — odrzekł Ludwik XIV-ty poważnie — ja bardzo rzadko żartuję, panie Manicamp, i chcę, abyś wszystkim opowiedział tę przygodę, I to nie zmieniając ni jednego wyrazu, czy rozumiesz?
— Doskonale, Najjaśniejszy Panie.
— Teraz pozwól d‘Artagnana.
Manicamp drzwi otworzył.
— Panowie — zawołał — król was wzywa.
D‘Artagnan, Saint-Agnan i Valot weszli.
— Panowie — wyrzekł król — muszę wyznać, że wyjaśnienie pana de Manicamp zupełnie mnie zadowoliło.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.
— 30 —