Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/302

Ta strona została uwierzytelniona.
—   302   —

— Pojmujesz pan teraz — mówił dalej Aramis — że król, który był tak szczęśliwym z urodzenia następcy, musiał być w rozpaczy, myśląc, że teraz ma dwóch synów i że może ten, co później się urodził i nie był znany, zaprzeczy kiedyś prawa starszeństwa temu, co się urodził o dwie godziny pierwej i został uznanym; i że, korzystając z rozdwojenia umysłów, może kiedyś zakłócić spokój państwa, wzniecić wojnę domową, niszcząc tem samem dynastję, którą winien był umocnić.
— O! pojmuję, pojmuję — wyrzekł młodzieniec.
— Dlatego — mówił dalej Aramis — jeden z synów Anny Austrjackiej (jak chodzą pogłoski) rozłączony został z bratem, ukryty i skazany na najwyższą nędzę, dlatego zniknął tak potajemnie, że nikt we Francji prócz jego matki nie wie, że on żyje.
— Tak!... prócz matki!... która go opuściła — wyrzekł z rozpaczą młodzieniec.
— I prócz tej damy — mówił Aramis — w czarnej sukni i z wstążkami koloru ognistego, i wreszcie wyjąwszy...
— Wyjąwszy pana?... nieprawdaż?... pana, który mi to opowiadasz, pana, któryś obudził w mej duszy ciekawość, chciwość, a kto wie może i pragnienie zemsty; wyjąwszy pana, który, jeżeli jesteś tym, którego oczekiwałem, którego mi zapowiadał przesłany bilet, jeżeli wrszcie człowiekiem jesteś, którego Bóg powinien był zesłać, masz niezawodnie przy sobie...
— Co?... — spytał Aramis.
— Portret Ludwika XIV-go, który panuje teraz we Francji.
— Oto jest portret — rzekł biskup, podając więźniowi miniaturę Ludwika XIV-go, na której tenże wyobrażony był piękny, dumny, prawie żywy.
Więzień porwał portret, wlepiając weń oczy, jakby go chciał pożreć.
— A teraz proszę Waszej wysokości, oto jest zwierciadło.
Aramis zostawił czas więźniowi, potrzebny do zebrania myśli.
— Co?... więc to ja jestem tak wysoko urodzony — wyszep-