Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/309

Ta strona została uwierzytelniona.
—   309   —

— Jeszcze o ósmej wieczorem!
— Będzie to miłosierny uczynek!
— Wiem, że to będzie uczynek miłosierny, ale dla tego głupca, który się nudzi, lecz nie dla mnie, który się bawię — rzekł z gniewem Baisemeaux.
— Czy dużo na tem stracisz, bo może więzień był na wyższej stopie utrzymania?
— Gdzież tam, jakiś biedak, za pięć franków dziennie! „Pilno!“ i to człowieka, który tu od dziesięciu lat siedzi, dziś jest im pilno uwolnić zaraz, natychmiast, i to wieczorem o ósmej.
— Cóż robić? — rzekł Aramis — narzekajmy, jak chcemy, ale trzeba przecie spełnić rozkaz.
— Oczywiście, jutro to załatwię.
— Dlaczegóż nie dzisiaj, tem więcej, że na rozkazie napisano: „Pilno“.
— Dlatego, że dziś jemy wieczerzę i że nam także pilno!...
— Kochany Baisemeaux, chociaż dziś jestem w ubraniu świeckiem, ale zawsze czuję, że jestem duchownym, a litość ważniejszym jest obowiązkiem, niż głód i pragnienie. Nieszczęśliwy więzień długo cierpiał, gdyż sam powiadasz, że jest tu więźniem od lat dziesięciu. Skróć mu cierpienia, on nie spodziewa się szczęścia, jakie go oczekuje, daj mu je natychmiast, a Bóg latami szczęścia wynagrodzi ci to w raju.
— Ha!... niech tak będzie, skoro pan chcesz. Ale potrawy nam ostygną?....
— Mniejsza o to!...
Baisemeaux zwrócił się z krzesłem ku drzwiom, ażeby zadzwonić.
Rozkaz leżał na stole.
Aramis zaś, korzystając z chwili, kiedy Baisemeaux się odwrócił, zamienił papier ten na inny, tak, jak tamten złożony, a miał go już przygotowany.
— Franciszku — rzekł gubernator — niech tu przyjdzie major z odźwiernym trzeciej wieży.
Franciszek wyszedł, skłoniwszy się, a dwaj biesiadnicy pozostali sami.