— Jakto? człowiek, którego pilnowanie codziennie mi zalecano!
— Napisano wyraźnie: Marchiali — powtórzył raz: jeszcze nieugięty Aramis.
— Tak, w rozkazie napisano: uwolnić Marchialego — powtórzył Baisemeaux, starając się odzyskać przytomność.
— I każesz go uwolnić; a jeżeli chcesz uwolnić i Seldona, oświadczam ci, że wcale temu sprzeciwiać się nie będę!
Aramis skończył ten frazes, z uśmiechem tak ironicznym, że uśmiech ten, wytrzeźwiwszy zupełnie Baisemeaux, dodał mu nawet odwagi.
— Panie!.. — rzekł — Marchiali to ten sam więzień, którego onegdaj spowiednik naszego zgromadzenia tak tajemnie odwiedzał.
— Nie wiem o tem, mój panie!... — odpowiedział biskup.
— Ale przecież to tak niedawno, panie d‘Herblay.
— Być może, ale u nas daleko lepiej jest, kiedy człowiek dzisiejszy zapomina, co robił wczorajszy.
— Bądź cobądź jednak odwiedziny spowiednika były szczęśliwe dla więźnia?
Aramis nie odpowiedział, zaczął tylko jeść i pić na nowo.
Baisemeaux, nie poruszając już tego przedmiotu, wziął rozkaz i obracał go na wszystkie strony.
Takie niedowierzanie w innych okolicznościach oburzyłoby niecierpliwego Aramisa, ale biskup Vannes nie był obraźliwym na takie drobnostki, nadewszystko kiedy sobie wyrozumował, że gniewać się byłoby niebezpiecznie.
— No i cóż, uwolnisz Marchialego?... — zapytał.
— Uwolnię — odpowiedział Baisemeaux — ale nie pierwej aż przywołam kurjera, który rozkaz ten przywiózł, i gdy wypytawszy się, przekonam.
— Rozkazy przychodzą zapieczętowane, a kurjer nie wie nawet, co w nich jest. O czem się więc przekonasz?
— To odeślę rozkaz ten do ministerjum, a tam pan de Lyonne albo go cofnie, albo potwierdzi.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/311
Ta strona została uwierzytelniona.
— 311 —