— Wynika stad, że chcesz poradzić się, abyś miał spokojne sumienie?
— Tak jest, Ekscelencjo.
— I że jeżeli starszy ci rozkaże, będziesz posłuszny. Ponieważ obawiasz się, czy rozkaz nie jest podrobiony.
— Tak jest, Ekscelencjo!
— A więc panie de Baisemeaux — rzekł Aramis, rzuciwszy ostrym wzrokiem gubernatora — podzielam tak szczerze twoją wątpliwość i twój sposób widzenia, że wezmę pióro, jeżeli mi je dasz.
Baisemeaux podał pióro.
— I arkusz czystego papieru — dorzucił Aramis.
Baisemeaux podał papier.
— I napiszę rozkaz, któremu jestem pewny, że uwierzysz, jakkolwiek byłbyś niedowierzającym.
Baisemeaux zbladł na tak śmiałe zapewnienie. Zdawało mu się, że głos Aramisa, przedtem tak łagodny i wesoły, stał się ponurym i złowrogim, że światło pokoju zamieniło się na światło grobowej kaplicy, a wino w szklankach w krew się obróciło.
Aramis pisał, a Baisemeaux przestraszony, czytał, stojąc za nim.
„Ad M. D. G. — pisał biskup i położył krzyż pod temi czterema literami, które znaczyły: Ad Majoram Dei Glorjam.
„Podoba się nam, ażeby rozkaz przywieziony panu Baisemeaux de Montlezum, gubernatorowi Bastylji, był uznany przez niego za ważny i dobry i natychmiast wykonany.“
d‘Herblay,
z łaski Bożej generał zgromadzenia.
— No, no — rzekł Aramis po dość długiem milczeniu, podczas którego gubernator Bastylji przyszedł cokolwiek do siebie — nie każ mi wierzyć, kochany Baisemeaux, że obecność generała zgromadzenia jest tak, jak obecność Boga, przerażającą, i że się umiera, patrząc na niego. Odważnie, wstań, podaj mi rękę i bądź posłuszny.