Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/313

Ta strona została uwierzytelniona.
—   313   —

Baisemeaux uspokojony, chociaż niezadowolony, powstał i ucałował rękę Aramisa.
— Natychmiast — rzekł zcicha.
— O! tylko bez żadnych ostateczności, mój przyjacielu, siadaj, i kończmy wieczerzę.
— Ekscelencjo, nie przebaczę sobie nigdy, żem się ośmielił śmiać, żartować z nim, uważając go za równego sobie.
— Cicho! mój stary towarzyszu — odpowiedział biskup, czując, do jakiego stopnia struna była wyciągnięta i że niebezpiecznie ją zerwać. — Cicho! żyjmy każdy, jak przystoi. Tobie ode mnie należy się opieka i przyjaźń, mnie od ciebie posłuszeństwo. Postępujmy tak i bądźmy weseli.
Baisemeaux zamyślił się i jednym rzutem myśli przewidział następstwa, jakie pociągnie za sobą uwolnienie więźnia na mocy fałszywego rozkazu, a porównawszy opiekę, jakiej mu udzielał generał zgromadzenia, nie przewidywał zbyt wielkiej odpowiedzialności. Aramis odgadł jego myśli.
— Kochany Baisemeaux — rzekł — jesteś głupcem. Odzwyczaj się od rozważania, kiedy ja zadaję sobie pracę rozważać za ciebie.
— Jakże mam tu postąpić? — zapytał Baisemeaux.
— A jakże postępujesz, przy uwalnianiu więźnia?
— Mam na to przepisy.
— A więc postąp, według nich, przyjacielu.
Baisemeaux zawołał porucznika i dał mu zlecenie, a ten zaniósł rozkaz do kogo z prawa należało. W pół godziny potem usłyszano zamykające się drzwi wieży, która wypuściła więźnia na wolność. Aramis zgasił świece, prócz jednej, którą zostawił, zasłoniętą drzwiami. Słabe to światło nie dozwalało dokładnie widzieć przedmiotów. Kroki się zbliżały.
— Wyjdź naprzeciw nim — rzekł Aramis do gubernatora i stanął w cieniu, mogąc widzieć, sam nie będąc widzianym.
Podoficer i odźwierni odeszli; Baisemeaux wszedł z więźniem i przeczytał wzruszonym głosem, uwalniający go rozkaz. Wiezień słuchał bez żadnego wzruszenia.