Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/314

Ta strona została uwierzytelniona.
—   314   —

— Teraz wykonasz pan przysięgę (takie bowiem są przepisy), że nikomu, nie powiesz, coś widział lub słyszał w Bastylji.
Więzień, spostrzegłszy krzyż, wyciągnął doń rękę i przysiągł.
— Teraz jesteś pan wolnym, lecz dokąd myślisz udać się?
Więzień oglądał się wokoło, jakby szukał opieki, której się spodziewał. Wówczas przystąpił doń Aramis.
— Jestem, ażeby wyświadczyć panu przysługę, jakiej żądać będziesz ode mnie.
Więzień zarumienił się lekko i wziął pod rękę Aramisa.
— Niech cię Bóg ma w swojej świętej opiece — rzekł takim głosem, że gubernator zadrżał, zdziwiony i tonem i wymową.
Kareta czekała na dole. Baisemeaux odprowadził biskupa aż do niej. Aramis, wsadziwszy swego towarzysza do karety, sam wsiadł po nim i rzekł do stangreta: — „Jedź“!
Powóz jakby leciał, pędzony siłą nadziemską, i tak przybyli aż do Villeneuve-Saint-George, gdzie był przygotowany przeprząg. Tu zamiast dwóch, cztery konie pociągnęły z równąż prędkością powóz ku Melun, zatrzymawszy się trochę wśród lasu Senard. Zapewne woźnica był o tem uprzedzony, gdyż Aramis nawet znakiem nie potrzebował mu tego rozkazać.
— Co to jest?... — zapytał więzień, jakby przebudzony z długiego snu.
— To jest — rzekł Aramis — że zanim dalej pojedziemy, ja i Wasza Królewska Wysokość, musimy cokolwiek pomówić.
— Czekać będę na to stosownej pory — odrzekł książę.
— A teraz jest najlepsza, jesteśmy wśród lasu i nikt nas nie usłyszy.
— A woźnica?
— On jest głuchoniemy.
— A więc służę panu, panie d‘Herblay.
— Czy się podoba Waszej Wysokości pozostać w powozie?...
— Tak, gdyż siedzimy tu wygodnie, a lubię ten powóz, bo on mi przywrócił wolność.

KONIEC TOMU CZWARTEGO.