Manieamp ukłonił się z uszanowaniem. Księżna dała Montalais znak, aby się oddaliła.
Dziewica była posłuszna. Księżna w milczeniu ścigała ją oczyma, aż drzwi się za nią zamknęły, następnie, zwracając się do Manicampa, spytała:
— Co to zaszło i co mi powie pan de Manicamp? podobno ktoś w zamku raniony?
— Tak, pani; na nieszczęście, pan de Guiche.
— Czy wiesz, panie de Manicamp — rzekła z żywością księżna — że król okropnie nie lubi pojedynków?
— Wiem pani; ale potyczka z dzikiem zwierzem znajduje czasem usprawiedliwienie u Jego Królewskiej Mości.
— O! nie wyrządzisz mi pan tej zniewagi, wmawiając we mnie niedorzeczną bajkę, rozsianą, nie wiem, w jakim celu, że Guiche został raniony przez dzika, nie, nie, panie, znam ja prawdę i wiem, że pan de Guiche oprócz rany ma zagrożoną i wolność.
— Niestety! Wasza książęca mość — odrzekł Manicamp — wiem o tem; ale co począć?
— Widziałeś pan Jego Królewską Mość?
— Widziałem.
— Cóż mówił?
— Opowiedziałem mu, jak pan de Guiche był na łowach, jak dzik wyszedł z lasu Rochin, jak pan de Guiche strzelił do niego i jak zwierz rozjuszony zwrócił się ku niemu, zabił konia i jego samego ciężko ranił.
— I król w to uwerzył?
— Zupełnie.
— Zadziwiasz mnie, panie Manicamp, zadziwiasz.
I księżna przechodziła wzdłuż i wszerz po pokoju, rzucając badawcze spojrzenia na Manicampa, który stał nieporuszony na miejscu. Nakoniec zatrzymała się.
— Jednak wszyscy przypisują tę ranę czemu innemu.
— A jakiejże innej przyczynie, Wasza książęca mość?... — zapytał Manicamp — czy bez obrazy mogę Waszej wysokości zadać to pytanie?
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.
— 35 —