— Nie, Wasza wysokość, więcej wiedzieć nie pragnę.
— Wiedz jednak, bo potrzeba, abyś wiedział, panie de Manicamp, że oburzenie królewskie straszne będzie miało skutki. U monarchów, takiego charakteru, jak król, gniew miłosny, to huragan.
— Wasza książęcą mość go uspokoi.
— Ja!... — zawołała księżna z poruszeniem gwałtownej ironji — ja!... a to z jakiego tytułu?
— Ponieważ Wasza książęcą mość nie lubi niesprawiedliwości.
— I to byłoby niesprawiedliwością, według pana, przeszkadzać królowi w jego sprawkach miłosnych?
— Jednak wstawisz się, księżno, za panem de Guiche?
— Oszalałeś pan!... — zawołała księżna tonem, pełnym dumy.
— Przeciwnie, Wasza wysokość, jestem przy zdrowych zmysłach i powtarzam, że Wasza książęca mość będzie broniła pana de Guiche.
— A to dlaczego?
— Ponieważ sprawa pana de Guiche jest sprawą Waszej książęcej mości — odrzekł cicho, ale z zapałem Manicamp, a oczy mu zajaśniały.
— Co pan chcesz przez to powiedzieć?
— Mówię, Wasza wysokość, że w nazwisku panny de La Valliere, którą Guiche za nieobecnego Bragelonna wziął w obronę, dziwi mnie, że Wasza książęca mość nie widzi tylko pozoru.
— Pozoru?
— A tak.
— Pozoru? jakiego? — powtórzyła, jąkając się księżna, którą objaśniały spojrzenia Manicampa.
— Teraz, Wasza wysokość — rzekł młodzieniec — dosyć powiedziałem, jak sądzę, aby skłonić Waszą książęcą mość do obrany przed królem biednego hrabiego de Guiche, na którego spadnie cała nieprzyjaźń możnego stronnictwa Waszej książęcej mości.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.
— 39 —