Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.
—   40   —

— Chcesz pan zapewne powiedzieć, że wszyscy, którzy nie lubią panny de La Valliere, a nawet niektórzy z tych, co ją lubią, będą niechętnie patrzyli na hrabiego.
— O! pani, nie posuwaj tak daleko uprzedzeń i posłuchaj rady przyjaciela, pełnego poświęcenia. Czy mam się narazić, abym się nie podobał Waszej książęcej mości? czyż potrzeba, abym pomimo chęci, wymienił osobę, która była prawdziwą przyczyną kłótni?
— Osobę?... — zapytała księżna, rumieniąc się.
— Potrzebaż — mówił dalej Manicamp — okazać pani nieszczęśliwego hrabiego de Guiche, rozjątrzonego aż do najwyższego wzburzenia na wszystkie pogłoski, krążące o tej osobie? Mamże? jeżeli pani nie zechcesz jej poznać, albo jeżeli mi uszanowanie nie pozwoli jej wymienić, mamże przypomnieć jej zajście brata królewskiego z milordem Buckingham i podejrzenia, rzucane wskutek jego oddalenia? Mamże opisać chęć podobania się, chęć widzenia, chęć usunięcia najmniejszej przykrości od osoby, dla której tylko żyje. Jeżeli potrzeba, uczynię to, a wówczas może pojmiesz pani, że cierpliwość hrabiego była wyczerpaną; drażniony zawsze przez pana de Wardes, przy pierwszem niegrzecznem słowie o tej osobie, oburzył się i zemścił. A teraz leży śmiertelnie raniony.
— Ranny śmiertelnie — rzekła zcicha — o! panie de Manicamp, nie powiedziałeś przecie, ranny śmiertelnie?
— Ma rękę strzaskaną i kulę w piersiach.
— O, mój Boże, mój Boże — zawołała księżna ze drżeniem — to okropne, panie de Manicamp, mówisz: ręka strzaskana i kula w piersiach. A! mój Boże! i to ten podły nikczemnik, ten zabójca, de Wardes to zrobił. O! niebo jest niesprawiedliwe.
Manicamp był mocno wzruszony, bo też istotnie rozwinął wiele siły w ostatniej części swojej obrony. Co do księżny, nigdy nie zważała na przyzwoitość; kiedy namiętność przemawiała za lub przeciw współczuciu, wówczas nic nie powstrzymywało jej gwałtowności. Zbliżyła się do Manicampa, który