Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.
—   41   —

upadł na krzesło, jakby boleść była dość mocna wymówka, dla wykroczenia przeciw przepisom etykiety.
— Panie — rzekła, biorąc go za rękę — bądź szczery.
Manicamp podniósł głowę.
— Czy życie pana de Guiche w niebezpieczeństwie?
— Podwójnie, pani, bo krwotok nastąpił z przerwania arterji w ręce, a powtóre z rany w piersiach, o którą lekarze boja się, aby nie wywołała niebezpiecznych następstw.
To mówiąc, Manicamp wstał i z głębokiem uszanowaniem chciał się pożegnać.
— Przynajmniej powiedz pan — rzekła księżna, zatrzymując go skinieniem, prawie błagającem — w jakim stanie znajduje się chory i kto go leczy?
— Bardzo źle czuje się, a co do lekarza, jest nim pan Valot, lekarz Jego Królewskiej Mości, towarzyszy zaś mu inny lekarz, do którego najprzód pan de Guiche był przyniesiony.
— Jakto?... więc on nie jest w zamku?...
— Niestety, pani!... biedny chłopiec tak jest osłabiony, że nie można go było przenieść.
— Powiedz mi, gdzie on jest — rzekła prędko księżna — poślę dowiedzieć się o jego zdrowie.
— Przy ulicy du Feurre, dom murowany, okiennice białe, a nazwisko lekarza napisane na drzwiach.
— A więc wróć do pana de Guiche, oddal wszystkich obecnych i bądź łaskaw sam się także oddalić.
— Pani...
— Nie traćmy czasu na próżnej rozmowie. Nie zważaj na nic innego, tylko na to, co mówię. Poślę jedną z moich dam, a może dwie nawet, z powodu spóźnionej pory, a nie chciałabym, ażeby pan je widział; o! to są szczegóły, które pan zapewne pojmiesz, zwłaszcza, że pan tak łatwo odgadujesz wszystko.
— O!... pani!... pojmuję zupełnie, zrobię nawet lepiej, poprzedzę te damy, ażeby niejako wskazać im drogę i dać opiekę, gdyby tego potrzebowały.