Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.
—   44   —

czem śmiało przystępując do łóżka i odsuwając firanki, zarzuciła ich koniec za łóżko. Teraz zobaczyła bladą twarz hrabiego i jego prawą rękę, obwiniętą białem płótnem, leżącą na kołdrze ciemnego koloru, która okrywała to łoże boleści. Głębokie westchnienie wydobyło się z ust młodej kobiety. Oparła się o kolumnę łóżka, przypatrując się przez otwory w masce temu bolesnemu obrazowi. Oddech krótki i chrapliwy, jak chrapanie konającego, przeciskał się przez zaciśnięte zęby hrabiego. Kobieta chwyciła lewą rękę rannego. Ręka pałała ogniem. Lecz w chwili, gdy dotknęła jej zlodowaciała ręka kobiety, działanie zimna było tak mocne, iż Guiche otworzył oczy. Pierwszym przedmiotem, jaki ujrzał, było widmo, oparte o kolumnę łóżka.
Wtenczas kobieta dała znak towarzyszce, pozostałej przy drzwiach, która zapewne była już uprzedzona, jak ma postąpić, gdyż głosem mocnym i bez zająknienia wyrzekła:
— Panie hrabio!... Jej książęca wysokość, księżna pani, chce wiedzieć, jak pan znosisz ból, pochodzący z rany, i wyrazić przez moje usta współczucie.
Na słowo „księżna“, Guiche poruszył się, nie spostrzegł bowiem dotąd osoby, która to mówiła. Naturalnie, zwrócił się w stronę, skąd głos pochodził. Lecz że zimna ręka nie usunęła się, skierował wzrok ku nieruchomemu widmu.
— Czy to pani do mnie przemawiasz? — rzekł osłabionym głosem — czy też jest kto inny w tym pokoju?
— Tak — odpowiedziało widmo, głosem prawie niezrozumiałym, spuszczając głowę.
— A więc — rzekł ranny z wysiłkiem — dziękuję!... Powiedz pani księżnie, że z rozkoszą umrę, bo raczyła o mnie pamiętać.
Na to słowo „umrę“, wymówione przez konającego prawie, kobieta zamaskowana nie mogła łez powstrzymać. Zapomniawszy, że jest zamaskowaną, podniosła rękę, by je otrzeć; palce jej spotkały drażniący i zimny jedwab, a wtedy z gniewem zerwała maskę i rzuciła ją na podłogę. Na to niespodziewane zjawisko, które zdawało się zstępować ku niemu