ści; skarżył się na gorąco, a był to początek innych skarg, które nie były znów takie, aby Marja Teresa nie mogła poznać prawdziwego ich celu. Kiedy gorąco zmniejszyło się, król uskarżał się, że go nogi bolą od ciągłego siedzenia, a gdy właśnie kareta zatrzymała się dla przeprzęgu, królowa rzekła:
— Jeżeli chcesz, wysiądziemy, bo i mnie nogi zdrętwiały. Przejdziemy się trochę, a gdy powozy nadjadą, znowu wsiądziemy.
Król zmarszczył brwi; była to ciężka próba cierpliwości, jaką zadała zazdrosna żona, która, chociaż pożerana była zazdrością, miała jednak dosyć mocy, aby nie okazać gniewu. Król nie mógł więc odmówić; wysiadłszy z powozu, podał rękę królowej i poszli naprzód, zanim zmieniono konie. Idąc, zazdrosnem okiem spoglądał na dworzan, jadących konno. Królowa spostrzegła wkrótce, że przechadzka równie nudzi króla, jak podróż w karecie, oświadczyła więc chęć wrócenia do powozu, lecz król nie wsiadł i usunął się na bok, a w szeregu karet starał się rozpoznać tę, która go najwięcej zajmowała. W drzwiczkach szóstej z rzędu karety ukazała się biała twarz panny La Valliere. Kiedy król, nieruchomo tonął w marzeniach, a cały orszak oczekiwał jego rozkazu, aby ruszyć dalej, ktoś o trzy kroki odezwał się doń z uszanowaniem.
Był to pan Malicorne, siedzący na koniu i trzymajcąy w ręku luźnego wierzchowca.
— Wasza Królewska Mość żądał konia? — rzekł.
— Konia! pan miałbyś jednego z moich koni? — spytał król, starając się przypomnieć twarz mówiącego, mało mu dotąd znaną.
— Najjaśniejszy Panie, to koń ze stajni Jego Królewskiej Wysokości. Lecz Jego Królewska Wysokość nie jeździ nigdy konno na takie gorąco.
Król nic nie odpowiedział, ale przystąpił do konia, ryjącego ziemię kopytem, i zanim Malicorne zdążył potrzymać mu strzemię, już król był na koniu. Nabrawszy zaś potem szczęśliwem zdarzeniu wesołego humoru, poskoczył ku karecie królowych i pomimo pomieszanej twarzy Marji Teresy, rzekł:
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.
— 48 —