Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.
—   50   —

— O! — rzekł — czyż pani nie widzisz, że milczenie twoje zabija mnie, musiałabyś być okrutna, chcąc ze mną zerwać, a przytem zdaje mi się, że jesteś niestałą, wreszcie boję się tej miłości, którą czuję dla ciebie.
— O, mylisz się, Najjaśniejszy Panie — odrzekła La Valliere — jeżeli kiedy pokocham, to na całe życie z pewnością.
— Jeżeli pani pokochasz — podchwycił król z boleścią — a więc pani nie kochasz?
La Valliere ukryła twarz w dłonie.
— Widzisz więc, pani, widzisz, iż mam słuszność oskarżać ciebie, żeś obojętna, zmienna, zalotna, o mój Boże! mój Boże!
— O! nie, Najjaśniejszy Panie, uspokój się, nie, nie.
— Przyrzecz więc, że będziesz dla mnie zawsze jednaką.
— O zawsze, Najjaśniejszy Panie.
— Że nie będziesz miała w sobie tego okrucieństwa, co mię dręczy, tej zmienności, co mię o śmierć przyprawia.
— Nie, nie, nie.
— A więc uważaj. Lubię przyrzeczeniom nadać formę przysięgi, to jest oddać chcę wszystko to, co me serce oddaje pod boską opiekę. Przyrzecz mi więc, albo raczej przysięgnij mi, że, jeżeli w tem życiu, które rozpoczynamy, w życiu pełnem tajemnic, ofiar, boleści, w życiu przeciwności i nieporozumień, przysięgnij mi, że jeżeli się w czem pomylimy, jeśli się źle zrozumiemy, jeśli nawet uchybimy sobie lub zawinimy względem naszej miłości, przysięgnij mi, Ludwiko...
La Valliere zadrżała aż do głębi duszy, gdyż pierwszy raz usłyszała swoje imię, tak prosto wymówione przez swego ukochanego kochanka. Ten zaś, zdjąwszy rękawiczkę, wyciągnął rękę aż do karety.
— Przysięgnij mi — mówił dalej — że we wszystkich naszych sprzeczkach, zdala jedno od drugiego nie przepędzimy dnia w takiem nieporozumieniu bez zobaczenia się, a przynajmniej bez przesłania sobie pociechy i uspokojenia.
La Valliere schwyciła zimnemi rękami pałającą rękę króla i ściskała ją dotąd, aż koń, przestraszony bliskością karety, odskoczył i pozbawił ją tego szczęścia. Przysięgła.