Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ I.
PO WIECZERZY.

Król ujął pod rękę pana de Saint-Agnan i poszedł z nim do pokoju sąsiedniego.
— Dlaczego się tak spóźniłeś, hrabio?... — spytał król.
— Najjaśniejszy Panie, raczyłeś pisać wierszem i panna de La Valliere tą samą chciała odpłacać moneta, to jest złotem za złoto.
— Wierszem!... Saint-Agnan... — zawołał król uradowany. — Dawaj, prędzej dawaj.
I Ludwik przełamał pieczątkę maleńkiego biletu, który w rzeczy samej obejmował wiersze, zachowane nam przez historję, zdradzające więcej dobrej chęci, niż talentu. Jakiekolwiek atoli były, bardzo uradowały króla. Odwrócił się zatem i włożył bilecik do kieszeni, poczem, postępując ku swoim gościom, rzekł:
— Panie du Vallon, widziałem cię w moim domu z największą przyjemnością i z równą chcę cię jeszcze widzieć.
Porthos skłonił się, a poruszenie jego podobne było do zachwiania się kolosu Rodyjskiego, gdy cofał się tyłem.
— Panie d‘Artagnan — mówił dalej król — czekaj w galerji na moje rozkazy, jestem ci obowiązany, żeś mi dał poznać pana du Vallon. Panowie, jutro powracam do Paryża — dodał — dla odprawienia, posłów hiszpańskich i holenderskich.
— Do jutra więc.