Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.
—   73   —

— No, wróćmy do tego interesu z Holandią.
— A wiec o której godzinie Wasza Królewska Mość zechce przyjąć posłów?
— Z rana!
— O godzinie jedenastej?
— To zapóźno... o dziewiątej!
— To zawcześnie!
— Dla przyjaciół to nic nie znaczy, z przyjaciółmi można wszystko zrobić, a co do nieprzyjaciół, tem lepiej, jeżeli się o to urażą. Wyznaję, że wcalebym się o to nie gniewał, ażebym raz już skończył z temi wodnemi ptakami, które mnie męczą swoim krzykiem.
— Stanie się tak, jak Wasza Królewska Mość zechce.... A więc o dziewiątej. Wydam stanowcze do tego rozkazy. Czy to będzie publiczne posłuchanie?
— Nie!... chcę się z nim rozmówić, ale nie rozdrażnić ich, jak się to często zdarza przy licznych świadkach, a również chciałbym, aby się jasno wytłumaczyli, iżby to raz już skończyć.
— Wasza Królewska Mość wskaże osoby, które mają być obecne.
— Ja ułożę listę.. Ale czegóż ci ambasadorowie chcą?
— Połączeni z Hiszpanią nic nie zyskają, połączeni z Francją wiele utracą.
— Jakto?
— Połączeni z Hiszpanją i będąc otoczeni posiadłościami swoich sprzymierzeńców, nie będą mogli pomimo chęci nic działać. Z Antwerpii do Roterdamu nie jest tak daleko. Jeżeliby więc zamyślali coś przeciw Hiszpanii, ty, Najjaśniejszy Panie, jako zięć króla hiszpańskiego, możesz być w razie potrzeby w ciągu dwóch dni w Brukselli. Idzie więc o to, aby ciebie, Najjaśniejszy Panie, poróżnić tak z Hiszpanią, żebyś był zupełnie obojętny na jej interesy.
— A więc jest daleko dogodniej — rzekł król — zawrzeć ze mną zupełne przymierze, na którem ja zyskałbym cokolwiek, oni zaś wszystko.