Sala natychmiast się opróżniła. Król wziął pod rękę pana de Saint-Agnan i kazał sobie raz jeszcze odczytać wiersze panny de La Valliere.
— Jak ci się podobają... — zapytał.
— Prześliczne, Najjaśniejszy Panie.
— A czy oddałeś jej moje?
— O! Najjaśniejszy Panie, nie mogła się niemi nasycić.
— Lękam się, czy nie były za słabe.
— A! panna de La Valliere nie tak o nich mówiła.
— Zatem przypadły jej do gustu.
— Jestem tego pewien, Najjaśniejszy Panie.
— Jakże się czuje panna de la Valliere?
— Bardzo niespokojna...
— Dlaczego?
— Z powodu wypadku biednego hrabiego de Guiche.
— A! mój Boże! cóż mu się przytrafiło?
— Najjaśniejszy Panie, rękę ma przestrzeloną i ranę w piersiach, jest prawie umierający.
— A! mój Boże, kto ci o tem powiedział?
— Manicamp w tej chwili sprowadził go do lekarza w Fontainebleau, i wieść natychmiast się rozbiegła.
— Sprowadził!... Biedny Guiche!... jakim się to stało sposobem?
— O! tak, Najjaśniejszy Panie.
— A to szczególniej mi odpowiadasz, panie de Saint-Agnan. Ja chcę szczegółów?
— A więc, Najjaśniejszy Panie, słychać o sprzeczce pomiędzy dwoma panami.
— Kiedy?
— Dzisiejszego wieczora, przed wieczerzą Waszej Królewskiej Mości.
— To niczego nie dowodzi. Tak surowo zakazałem pojedynków, że sadzę, iż nikt nie poważy się przestąpić mego zakazu.
— Dlatego, Boże, mnie uchowaj, abym kogokolwiek oskarżał — zawołał Saint-Agnan — Wasza Królewska Mość kazałeś mi mówić, więc mówiłem.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/8
Ta strona została uwierzytelniona.
— 8 —