— Ponieważ biedna dziewczyna wypędzona została wczoraj z dworu — odrzekł d‘Artagnan.
Zaledwie wymówił te słowa, kiedy król, czyniąc nakazujące poruszenie, rzekł do posła:
— Dosyć tego, panie! dosyć!
Poczem, przystąpiwszy do kapitana, rzekł:
— Kto mówi, że La Valliere wstąpiła do klasztoru?
— Pan d‘Artagnan — odpowiedział ulubieniec.
— I mówisz pan prawdę?... — zapytał król, zwracając się do muszkietera.
— Niezaprzeczona to prawda.
Król zacisnął pięści i zbladł.
— I jeszcze coś mówiłeś, panie d‘Artagnan — podchwycił król.
— Nie wiem, Najjaśniejszy Panie.
— Dodałeś, że panna La Valliere została wypędzona z dworu.
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— I to także prawda?...
— Dowiedz się, Najjaśniejszy Panie.
— Ale od kogóż?...
— O!... — odrzekł d‘Artagnan, jakby nie chciał nikogo wymienić.
Król powstał gwałtownie, zapominając o posłach, ministrach, dworzanach i całej polityce. Królowa matka wstała również, gdyż i ona słyszała część tej rozmowy, a odgadła resztę. Księżna, upadająca z gniewu i strachu, powstała również, jak królowa matka, lecz, nie mogąc się utrzymać, padła na krzesło, które aż się w tył posunęło.
— Panowie!... — wyrzekł król — posłuchanie skończone, objawię odpowiedź, albo raczej moją wolę Hiszpanji i Holandji.
I nakazującym ruchem pożegnał posłów.
— Strzeż się, mój synu!... — rzekła królowa matka tonem oburzenia — strzeż się, nie jesteś, jak mi się zdaje, panem siebie samego.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.
— 82 —